Żyjemy. Nic nam nie jest. Tylko jakoś brakło zapału do pisania. Postaram się nadrobić, choć nie wiem, czy wytrwam. No to lecimy...
Jakiś czas temu. Kilka miesięcy temu. Byłyśmy z wizytą u okulisty. Wyczekaną wizytą. Dosłownie i w przenośni. Bo najpierw czekałyśmy na termin. A potem czekałyśmy na korytarzu, bo obsuwa była. Żeby dostać się na ów korytarz babcia musiała pokonać jedno piętro. Musiała i nie musiała. Jak się wtarabaniłyśmy, uprzejmy pan powiedział, że mogłyśmy jechać windą. "Nie zaszkodzi jej" rzuciłam. Pacjenci spojrzeli na mnie dziwnie. A co ja będę jej ruchu żałowała? Bez słowa poszłyśmy dalej. W kolejce do okulisty byłyśmy po równie leciwej, co babcia, kobiecie. Też była z obstawą. Obie dzielnie czekały. Babcia niekiedy chodziła po ścianach, jak już nudziło jej się siedzenie. Jak już prawie, prawie miałyśmy wchodzić, czyli gdy starsza pani odbywała już swoją wizytę, babcią mą zainteresowały się panie. Wcześniej jakoś serce ich nie bolało. Ale jak już miałyśmy wchodzić, to co im szkodzi. "A czemu pani nie weszła z babcią bez kolejki, tylko się męczy biedna kobieta...". "Przed nami była również starsza pani" - próbowałam być wielce uprzejma. Ale oczywiście mleko się rozlało i słusznie zostałam okrzyknięta wyrodną. "A czemu ona nie ma laski. Ja tak się boję, że ona zaraz się przewróci". "Pani jest młoda, to pani nie wie...". Na szczęście po chwili weszłyśmy do gabinetu.
Babcia była bardzo dzielna podczas badania. A najdzielniejsza była podczas USG oka. Położono ją na kozetce. Kazano zamknąć oczy. Zaczęło się badanie. Babcia obsztorcowała lekarza, że "co on jej porobił, co on jej porobił". Bo ziębiło powiekę. Głos babci powoli jednak milkł. Widziałam ją kontem oka. I ze wszystkich sił próbowałam nie parsknąć śmiechem. Domyślałam się bowiem, co się dzieje. Lekarz skończył badanie i zwinął sprzęt. Kazano babci wstać. "Ale babcia śpi" - mówię. "Co?". Podchodzę, budzę babcię, informuję ją, iż to nie jest jej łóżeczko. "Nie? A mi tu tak dobrze..."*.
Minęło trochę czasu i byłyśmy na integracyjnym spotkaniu Fundacji Mocni Miłością. Msza św., a następnie pogaduchy przy słodkościach. Babcia dość długo trzymała poziom i w miarę swoich możliwości była aktywna (w tym udzielała wywiadu dla lokalnego radia, o czym będzie osobny post, bo my - drodzy czytelnicy - podbijamy lokalne media). Ale poziom aktywności spadał z chwili na chwilę. Skończyło się na tym, że babcia zasnęła na siedząco. Trąby spod Jerycha nie byłyby jej w stanie obudzić.
Jak zatem można wywnioskować - nie jest źle. Choć dobrze też nie jest. Bo:
* Byłyśmy potem w szpitalu zapisać się na termin zabiegu na zaćmę. Mamy to! Grudzień 2016. Dożyje, nie dożyje, dożyje, nie dożyje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz