Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 1 sierpnia 2014

Rzymskie wakacje. Cz. 2 - Seksipasta, stosik i zaginione przystanki z jeszcze bardziej zaginionymi autobusami.

Zwiedzanie Rzymu zainicjowało oglądanie makaronu. Przechodziliśmy koło jakiegoś sklepu i zatrzymałyśmy się przy wystawie (nie, to nie błąd stylistyczny, gdyż przy wystawie zatrzymała się żeńska część naszej grupki i też nie zupełnie w komplecie).

Pigmej.Starszy: O, nożyczki.
Ja: Ekhm...
Basia: To chyba nie nożyczki...
Pigmej.Starszy [zerkając uważniej]: Aha...

Następnego dnia odwiedziłyśmy targ, gdzie rzuciwszy okiem na "nożyczki", usłyszałyśmy od sprzedawcy: seksipasta! Seksipasta stała się w ten sposób jednym z przewodnich motywów.



Innym ważnym motywem był stosik. Jego znaczenie wzrosło do niebagatelnych rozmiarów już na samym początku, gdy jakaś kobieta w metrze próbowała okraść Monię, gmerając jej w torebce. Na szczęście do tragedii nie doszło i Monia nie pozbyła się żadnej cennej rzeczy. Ale fakt ten wymusił na nas robienie "stosiku" (nazwa zaczerpnięta z bajki "Krudowie", którą serdecznie polecam małym i dużym!). U nas "stosik" polegał na tym, iż we wszelkich środkach publicznej komunikacji stawałyśmy w kręgu, twarzami do siebie, a przewieszone przez ramię torby wpychałyśmy do środka. Wielu wsiadaniom towarzyszył więc bojowy okrzyk "robimy stosik!". Poniższe zdjęcie zrobione zostało na przystanku i nieco oddaje klimat "stosiku" (występującego niekiedy pod nazwą "Koloseum"). 


Tak, przystanki... Niekiedy bywały w dziwnych miejscach, do których drogę potrafili wskazać jedynie tubylcy. Znalezienie przystanku nie gwarantowało jednak, że przyjedzie autobus. Standardem było natomiast to, że nie wiadomo było, kiedy przyjedzie (brak uwzględnionych godzin, których i tak nikt tu nie przestrzega). Bo tutaj nikt się nie spieszy. Kierowcy gawędzą sobie, gdy zmieniają się w autobusie i zawsze czekają na spóźnionych podróżnych. Samochody zajeżdżają sobie drogę i kluczą wąskimi uliczkami. Dzięki temu na autobus można czekać nawet kilkadziesiąt minut. 
Ewentualnie na przystanku mógł zatrzymać się autobus, który nie był wyszczególniony na tablicy. Logiczne.
Plusem jest to, że niektóre linie wiodły nas przez naprawdę piękne trasy, zapewniając fantastyczne widoki. Mogłam je podziwiać, jeśli akurat nie spałam, gdyż drzemki w miejscach publicznych bywały niekiedy silniejsze ode mnie. Dzięki temu spałam w autobusach, metrze i parku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz