Wspólnie z T. babcię nazywamy Quasimodo. Naprawdę tak wygląda, kiedy bluzkę od piżamy naciąga z tyłu na głowę i opatula się nią tak, że widać tylko twarz. Quasimodo jak nic.
Wiem, wiem, że znów nic nie piszę. Ale - na szczęście - wieje nudą. Znaczy - nam się nie nudzi, o nie! Ale nie dzieje się nic nadzwyczajnego, o czym można byłoby napisać w jakimś porywającym poście.
Co zatem u nas? Zalewa nas fala wielkiego głodu i Armagedon niepohamowanego apetytu. Bez wprowadzania wspomagaczy, który ten stan miałby nam zgotować. Wielki głód przyszedł niedługo po tym, jak zaczęliśmy babcię sadzać na fotel. Wezbrał, gdy w diecie na całego zagościło pieczywo i zbiegł się z wielkimi mrozami. Trwa do dzisiaj i końca nie widać. Oznacza karmienie. Długie, żmudne i nudne. Babcia je dużo i powoli, więc osiągamy rekordy w czasie spożywania posiłków. Obiad zazwyczaj trwa od 1 do 1,5 godziny, choć zdarza się, że i dłużej. Na przykład 2 godziny. W tym czasie mogę obejrzeć sobie film albo poczytać książkę, słuchać muzyki czy wędrować po Internetach. Śniadania lub kolacje zajmują około godziny z okładem, ale zjada od 2 do 4 skibek chleba, więc... Czasy, kiedy 125 gramów owocowego deserku stanowiło dla niej całodzienne wyżywienie odeszły chyba w siną dal. Dziś słoiczek zawierający 190 gramów jest mostkiem łączącym solidny obiad z podwieczorkiem w postaci 1,5 drożdżówki. Można? Można. Dzięki temu, że babcia je DUŻO, może jeść różnorodnie: pieczywo, nabiał, mięso, tłuszcze, owoce i warzywa. Przestała chudnąć, a nawet wydaje mi się, że odzyskała nieco masy. Od czasu do czasu dostaje nutridrinka. Raczej rzadko.
T. obsypuje ją więc prezentami - chlebek, drożdżówki, jogurciki, serki. A ona pochłania wszystko, co dostanie się w jej ręce.
Z kontaktem jest różnie. Przy takim odżywianiu spodziewałabym się większych efektów, ale trzeba zadowalać się tym, co jest.
Ja: Kochasz T.?
Babcia: Kocham, bo się ze mną bawi i ciebie lubi.
Takich sytuacji jak powyższa nie jest zbyt wiele. Są raczej sporadyczne. Tym bardziej więc cieszą.
Największą jednak frajdę sprawia jej jedzenie. Błogość i zadowolenie wypisane na jej twarzy w trakcie posiłków są bezcenne.
Do tej pory nie było mi "po drodze" z blogiem, choć pisanie jest moją pasją, czemu towarzyszy niepoprawne przeświadczenie o własnym geniuszu w tej materii. Jednocześnie lubię ludzi (przynajmniej kilku). Mieszkam prawie w bibliotece, a jak wiadomo "prawie " robi szaloną różnicę. I kompletnie nie planuję, co będzie się tutaj działo, bo najlepszy plan to brak planu :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to Bogu Dzięki!
OdpowiedzUsuńAmen! Też myślę, że Bóg ma w tym wszystkim dominujący udział :)
UsuńDobrze że się odzywacie. Pozdrawiam najserdeczniej i często myślę co u was więc dawajcie znaki częściej. Marta
OdpowiedzUsuńPostaram się wrzucać coś częściej, żeby nie było, że nas nie ma ;). I żeby wszyscy byli na bieżąco. Dziękujemy i pozdrawiamy.
Usuń